TACY SAMI A JEDNAK TROCHĘ INNI - UCZYMY SIĘ TOLERANCJI I SZACUNKU DO INNYCH
Drodzy Rodzice.
Jeśli macie chwilę czasu to proponujemy porozmawiać z dziećmi na tematy inności, tolerancji i szacunku. Aby ułatwić Państwu zadanie przygotowaliśmy krótkie opowiadania i pytania pomocnicze.
• Wyjaśnienie pojęcia tolerancja.
Tolerancja oznacza cierpliwość i wyrozumiałość dla odmienności. Jest poszanowaniem cudzych uczuć, poglądów, upodobań, wierzeń, obyczajów i postępowania, choćby były całkowicie odmienne od własnych albo zupełnie z nimi sprzeczne. Współcześnie rozumiana tolerancja to szacunek dla wolności innych ludzi, ich myśli i opinii oraz sposobu życia.
Opowiadania Agaty Widzowskiej - Piłka dla wszystkich.
Niepełnosprawny Franek z grupy Ady często śnił o tym, że gra w piłkę nożną.
W snach nie siedział na wózku inwalidzkim, tylko biegał po boisku najszybciej z całej
drużyny i strzelał najwięcej goli. – Brawo, Franek! – krzyczeli kibice. – To najlepszy
zawodnik! – rozlegały się głosy. Jednak gdy szczęśliwy i dumny Franek otwierał oczy, od
razu uświadamiał sobie, że to był tylko sen, a on nigdy nie zostanie piłkarzem. Patrzył na
swoje nogi, którymi nie mógł poruszać, i robiło mu się wtedy bardzo smutno. Ada przyjaźniła
się z Frankiem i bardzo lubiła się z nim bawić. Pewnego dnia zauważyła, że chłopiec jest
wyjątkowo radosny. Miał roześmiane oczy i wesoło pomachał do niej, gdy tylko pojawiła się
w sali. Dziewczynka była ogromnie ciekawa, co jest tego przyczyną. Może dostał długo
oczekiwany bilet do teatru? A może spełniło się jego marzenie o jeździe na koniu? – Cześć!
Nie uwierzysz, co się stało! – powiedział Franek, gdy Ada usiadła przy nim na dywanie. –
Opowiedz. – W sobotę pojechałem z moim starszym kuzynem na mecz piłki nożnej. Grały
drużyny z dwóch różnych szkół. Byłem bardzo blisko i mogłem obserwować każdy ruch
zawodników! – To świetnie. Ja nie przepadam za oglądaniem meczu, ale cieszę się, że ci się
podobało – odpowiedziała Ada. – Mój kuzyn podwiózł mnie do ławki, na której siedzieli
zawodnicy rezerwowi. I całe szczęście, bo bramkarz skręcił nogę w kostce i trzeba go było
zastąpić. Wyobraź sobie, że nagle ktoś kopnął piłkę, a ja ją złapałem! – Ojej! Zostałeś
bramkarzem? – Nie. Po prostu piłka wypadła poza boisko i leciała prosto na mnie.
Chwyciłem ją i rzuciłem z powrotem jednemu z napastników. – Brawo! – A wtedy on na
mnie nakrzyczał… – Jak to nakrzyczał? Powinien ci podziękować – zdziwiła się Ada. –
Niestety, nie. Powiedział, żebym się stamtąd wynosił, bo tylko przeszkadzam. A jego koledzy
się śmiali i słyszałem, jak mówią o mnie „krasnal na wózku”. – Prawdziwi sportowcy się tak
nie zachowują! – zezłościła się Ada. – Jeden z nich zaczął pokracznie chodzić i wskazywał na
mnie palcem, a potem wszyscy śmiali się z moich butów. Chciałbym chodzić, nawet taki
wykrzywiony, a ja przecież nie mogę chodzić wcale… Pomyślałem, że piłka jest nie dla mnie.
– Myślałam, że opowiesz mi o czymś wesołym. Jak cię zobaczyłam, wyglądałeś na
szczęśliwego, a ta historia jest smutna – stwierdziła Ada. – Bo jeszcze wszystkiego ci nie
opowiedziałem! – uśmiechnął się Franek. – Potem wydarzyło się coś wspaniałego! Ada była
bardzo ciekawa, a Franek opowiadał dalej: – Mój kuzyn bardzo się zdenerwował
i zdecydował, że zabierze mnie z tego boiska, chociaż mecz rozgrywał się dalej. Kiedy
odjeżdżałem, usłyszałem dźwięk gwizdka. Kapitan drużyny przerwał mecz i zwołał
wszystkich zawodników. Nie słyszałem, co do nich mówił, ale po chwili dogonił nas, a za
nim przybiegła reszta drużyny. Powiedział do mnie tak: „Jako kapitan Niebieskich chciałem
cię przeprosić za zachowanie moich kolegów. Oni zresztą zrobią to sami”. I wtedy każdy
z piłkarzy podszedł do mnie i podał mi rękę. Widziałem, że było im wstyd. Zapytali, jak mam
na imię i co mi właściwie dolega. – To dobrze, bo już chciałam się wybrać z Olkiem na to
boisko i im dokopać! – powiedziała stanowczo Ada. – Chciałaś ich zbić? – spytał zaskoczony
Franek. – Nie, dokopać im kilka goli. Jak się zdenerwuję, to potrafię kopnąć tak mocno jak
stąd do Krakowa! – To szkoda, że cię tam nie było – zaśmiał się chłopiec. Franek opowiedział
Adzie ciąg dalszy tej historii. Zawodnicy dowiedzieli się, że chłopiec doskonale zna zasady
gry w piłkę nożną, bo razem z tatą ogląda każdy ważny mecz. Zaproponowali Frankowi, żeby
został sędzią, dali mu gwizdek i posadzili na honorowym miejscu, z którego miał świetny
widok na całe boisko. Od tej chwili chłopiec bacznie obserwował grę, dawał sygnały
zawodnikom, a nawet zadecydował o jednym rzucie karnym. Okazało się, że jest bardzo
dobrym i uważnym sędzią i nikt nie powiedział o nim „sędzia kalosz”, czyli taki, który się nie
zna na grze i ciągle się myli. – I wiesz, co mi powiedzieli na pożegnanie? – zakończył
opowieść Franek. – Powiedzieli, że skoro mam niesprawne nogi i nie mogę grać w piłkę
nożną, to przecież mam sprawne ręce i mogę grać w koszykówkę. Mój tata dowiedział się,
kto prowadzi drużynę koszykarską dla zawodników na wózkach, i od jutra zaczynam treningi.
A ja myślałem, że piłka jest nie dla mnie. – Piłka jest dla wszystkich! – powiedziała Ada. –
Zobaczysz, kiedyś przyjdę na mecz koszykówki. Ty będziesz najlepszym koszykarzem, a ja
będę piszczała najgłośniej ze wszystkich kibiców.
• Rozmowa na temat opowiadania.
Co śniło się Frankowi?
O czym opowiadał Adzie?
Jak zachowywali się chłopcy?
Co zrobił ich kapitan?
Kim został Franek na meczu?
Co powiedzieli chłopcy Frankowi na pożegnanie?
Co będzie ćwiczył Franek?
Jak ocenisz zachowanie chłopców na początku, a jak potem, po rozmowie
z kapitanem?
Proponujemy porozmawiać z dziećmi, o ludziach z piegami, mających zeza, noszących
okulary, ludziach bardzo dużych i malutkich, o tych z krzywymi nosami czy odstającymi
uszami i wytłumaczyć im, że nie wolno wyśmiewać się z czyjejś inności. Inne nie znaczy
gorsze, śmieszniejsze. Należy podkreślić, że każdy z nas jest inny i przez to jesteśmy tacy
ciekawi.
„Alusia i sarenka”
Na polance pośrodku małego lasu stał piękny domek otoczony płotkiem. Mieszkała
w nim dziewczynka o imieniu Alusia razem z rodzicami i małym braciszkiem Krzysiem.
Alusia była bardzo ładną, rezolutną dziewczynką z rumianą buzią ozdobioną ślicznymi
rudymi piegami. Jej życie płynęło beztrosko i wesoło. Czas spędzała na zabawie z bratem
oraz rodzinnych wycieczkach. Wszystko zmieniło się, kiedy poszła do szkoły. Na początku
było bardzo dobrze, dziewczynka przychodziła do domu pogodna i zadowolona. Uczyła się
pilnie i cieszyła się ze swoich postępów. Coś się jednak stało w pewien nieszczęśliwy piętek,
Alusia wróciła ze szkoły w bardzo złym humorze.
Mama od razu to zauważyła. Dziewczynka stała się małomówna, nie miała ochoty na
zabawę, wszystko ją denerwowało, a gdy mama zapytała Alusię czy coś ją trapi, dziewczynka
odpowiedziała, że nie. Wszystkiemu zawiniły dzieci w szkole – na początku były takie miłe
i przyjazne, potem stały się bezlitosne. Zaczęły Alusię przezywać „piegus”, a przecież nie
tylko ona miała piegi, jednak to właśnie ją dzieci sobie upodobały. Dziewczynka bardzo
cierpiała, wszyscy ją zaczepiali i szydzili z niej. W piątek, gdy wróciła ze szkoły,
postanowiła, że pójdzie głęboko w las, żeby nikt jej nie znalazł i nie oglądał więcej jej
piegów. Nic nie powiedziała rodzicom, wybiegła z domu i nawet nie słyszała wołającego ją
braciszka, który jak zwykle chciał się z nią pobawić. Szła, szła i bardzo użalała się nad swoim
losem, aż nagle napotkała po drodze sarenkę, która wesoło bawiła się ze swoim rodzeństwem
w chowanego. – Cześć!– zawołała głośno sarenka. – Mam na imię Kropeczka, a to moi bracia
i siostry. Jak masz na imię? – Alusia. – odpowiedziała zaskoczona dziewczynka. – Chcesz się
z nami pobawić w chowanego? – Nie mam ochoty, nic mi się nie chce, jestem bardzo smutna
i mam ogromny problem. I wtedy z dużych oczu Alusi popłynęły łzy. Kiedy się trochę
uspokoiła opowiedziała sarence o tym, jaka jest nieszczęśliwa, jak bardzo lubi się uczyć, ale
do szkoły więcej nie pójdzie, bo dzieci jej nie lubią i wyśmiewają się z jej piegów. Sarenka
zaczęła pocieszać dziewczynkę jak tylko umiała, a potem zaproponowała: – Wiesz Alusiu,
tutaj niedaleko na polance będzie na pewno nasza mama, może ona coś wymyśli i spróbuje ci
pomóc. Rzeczywiście, poszły i trochę dalej napotkały mamę sarnę. Opowiedziały jej
wszystko po kolei. O tym, że Alusia poszła do lasu, bo ma duży kłopot i że nie chce więcej
chodzić do szkoły. Mądra sarna zapytała, czy rodzice Alusi wiedzą, gdzie ona jest. Dopiero
wtedy dziewczynka uświadomiła sobie jak niemądrze postąpiła. Wiedziała już jak bardzo
rodzice się o nią niepokoją. Sarna nie musiała zbyt wiele tłumaczyć, bo widziała, że Alusia
szybko zrozumiała swój błąd.
– No cóż – powiedziała – odprowadzimy cię do domu, a po drodze powiem ci coś
bardzo ważnego. Alusiu, popatrz na Kropeczkę i na jej rodzeństwo, a teraz na mnie – czy
widzisz różnicę? – Tak – odpowiedziała dziewczynka – pani ma piękne gładkie futerko,
a maluchy mają piegi–łatki. Ale one są śliczne, tak wesoło wyglądają. – No właśnie – odparła
sarna – sama to powiedziałaś: maluchy. Ty, Alusiu, też jesteś małą dziewczynką, jak jeszcze
trochę urośniesz, to twoje piegi zaczną się robić coraz jaśniejsze i na pewno znikną zupełnie.
Alusia nie mogła uwierzyć. – Naprawdę one nie są na zawsze? Jaka ja jestem szczęśliwa! Tak
bardzo pani dziękuję. Już nigdy nie będę się tym martwiła, a dzieciom w szkole powiem, że
nie mają racji, bo piegi dodają uroku i opowiem im o Kropeczce i o sarniątkach. Gdy wróciła
do domu mama czekała na nią zapłakana, cała rodzina martwiła się, gdzie Alusia się tak długo
podziewa. Dziewczynka opowiedziała, co się stało i bardzo wstydziła się swojego
nieodpowiedzialnego postępowania. Wiedziała już, że postąpiła nierozsądnie, idąc samotnie
do lasu. Najważniejsze jednak było to, że rozwiązała swój problem i nie mogła się doczekać
pójścia do szkoły w poniedziałek.
• Rozmowa na temat bajki.
Dlaczego Alusia postąpiła tak nierozważnie?
Kto pomógł dziewczynce?
W jaki sposób słowa mamy sarenki pomogły Alusi zrozumieć jej problem?
Jak sądzicie, czy Alusia uwierzyła w siebie ?
Należy wytłumaczyć dziecku, że każdego rodzaju inność wymaga od nas szacunku i zrozumienia dla drugiej osoby. Nie wolno nam się nigdy litować nad drugim człowiekiem, bo nie w litości tkwi siła, ale w akceptacji i chęci niesienia pomocy. Inność nie zawsze jest zależna od człowieka, równie często może być przejawem choroby.
Bajka o chłopcu pt. No to co?
Nie pojadę – Grzegorz prawie płakał – nie pojadę do żadnej nowej szkoły, i koniec!
Mama Grzegorza stała na środku chodnika i tez prawie płakała. - Przestań się upierać –
prosiła – no, Grzesiu... przecież nie znasz tych kolegów, nie wiesz, jacy oni są... -Mogę się
domyślić – mówił ponuro chłopak. – Już sobie wyobrażam te spojrzenia, słyszę to gadanie!
Po co przeprowadzaliście się? No po co?! -Dlatego, że z nowego mieszkania można zjechać
wózkiem do ogródka. Przecież sam wiesz, jak trudno było cię wnosić na trzecie piętro bez
windy...
Grześ patrzył przed siebie. że też akurat jego musiało to spotkać, wypadek, a potem...
okazało się, że nie może chodzić. I nie wie, czy kiedyś będzie mógł. Rzeczywiście, trzeba
było zmienić mieszkanie, no i szkoła też była nowa w tej innej dzielnicy. - Już widzę, jak się
nade mną litują – burczał teraz. – „Biedne dziecko, a może dać ci wypracowanie do
przepisania, a matematyki też pewnie nie rozumiesz”. Ludzie myślą, że jak ktoś jest kaleką...
tego, niepełnosprawny, to już nie ma własnego rozumu! - To właśnie ty myślisz, ze koledzy
nie mają rozumu – mama popchnęła wózek – a może wcale nie będą tacy, tylko... - Tylko
co?! – rzucił się chłopiec. – Tylko przeciwnie, tak? Wyśmiewają mnie, tak? Też pięknie!
Mama Grzesia w końcu się zdenerwowała. – Przestań! Zobaczysz, jacy są ci koledzy. Grześ
nie miał ochoty próbować, ale nie było rady, stał już przed wejściem do szkoły. Mama
wtoczyła wózek po podjeździe, potem do klasy. Jakaś dziewczyna wstała z krzesła. – Ty
pewnie jesteś Grzesiek – powiedziała. – Tamten stolik jest twój i wyładuj rzeczy, bo zaraz
przyjdzie pani od matematyki. Hej, Krzysiek, już przyszedł ten nowy od stolika! - Posuń się,
bo nie mogę przejść – powiedział na powitanie Krzysztof i ciężko usiadł na krześle –
pożałujesz, że przyszedłeś do tej szkoły, wymagania mają wyższe niż Pałac Kultury. Ja na
przykład z matmą ani rusz nie mogę sobie poradzić, może mi pomożesz? Czekaj, a w ogóle
nie przedstawiłem ci się, jestem Krzysztof Kwiatkowski. Dziś po lekcjach urządzam
urodziny, fajnie będzie, może przyleziesz? Grzegorz słuchał tego ze zdumieniem. - Ty,
słuchaj, nie widzisz, że jestem na wózku?! Teraz z kolei zdziwił się Krzyś. - Widzę, no to co?
- Eeee, nie, nic – burknął Grzegorz i nagle poczuł, że tu jest naprawdę fajnie!
Dyskusja na temat tekstu:
Jakie były obawy Grzesia?
Dlaczego pomoc mamy była właściwa?
Jak zachowali się koledzy?
Czy obawy Grzesia były słuszne?
Jak sądzicie czy należy się bać nowego miejsca i ludzi?
Jak wg ciebie czuje się człowiek niepełnosprawny?
Czy powinniśmy wyśmiewać, gdy ktoś nie chodzi tylko jeździ na wózku?
Spróbuj wymienić jakie mogą być przyczyny niepełnosprawności?
Jak możemy pomóc osobie poruszającej się na wózku?
Są czymś naturalnym, co zawsze towarzyszy ludziom – dorosłym i dzieciom. Ale należy pamiętać o tym, że po burzy zawsze jest tęcza, po deszczu słońce znowu świeci, po chwilach trudnych i smutnych znowu szczęśliwe są dzieci.
Słuchanie tekstu Jolanty Kucharczyk Moje uczucia.
Żal mi minionych wakacji, urodzin, które już były,
i tego, że odwiedziny babci już się skończyły.
Smutno, że tata wyjechał, mama tak mało ma czasu,
i złość mnie bierze, że brat mój robi tak dużo hałasu.
Tu, w moim sercu, mieszkają uczucia: miłość, radość i smutek.
Czasem jestem tak bardzo szczęśliwy, lecz czasem także się smucę.
W kieszonce kasztan na szczęście o tym wciąż przypomina,
że wszystko, co jest tak smutne, kiedyś z czasem przemija.
Zobacz, już się uśmiechasz, bo znowu będą wakacje,
tata niedługo już wróci, z mamą pójdziesz na spacer.
Po burzy zawsze jest tęcza, po deszczu słońce znów świeci,
po chwilach trudnych i smutnych znowu szczęśliwe są dzieci.
• Rozmowa na temat tekstu.
Co mieszka w sercu?
Czy zawsze jest nam wesoło?
Czy zdarza się, że coś was smuci?
Czy zdarza się, że coś was złości?
Praca plastyczna.
• Rysowanie na kartkach tego, co cieszy dzieci, i tego, co je smuci. Kartka podzielona
na pół – w lewym górnym rogu proszę narysować chmurkę a w prawym górnym rogu –
słoneczko. Dzieci rysują po lewej stronie kartki (chmurka) to, co je smuci, a po prawej stronie
(słonko) – co je cieszy.
Wszyscy zasługujemy na szacunek - oswojenie dziecka z innością – bieda
Opowiadanie pt. „Dzień dziecka”
Bardzo lubię prezenty, jak chyba zresztą wszyscy. Dostaję je często: na
imieniny, na urodziny, na Gwiazdkę i oczywiście na Dzień Dziecka.
W tym roku uznałem, Ŝe na to akurat święto jestem juŜ za dorosły. Owszem,
niech dostają prezenty maluchy, proszę bardzo, ale mnie się to nie naleŜy...
Trochę było mi smutno, Ŝe tak sam rezygnuję z dzieciństwa, ale czas przecieŜ nie
stoi w miejscu. Jak się ma jedenaście lat – nie jest się juŜ dzieciaczkiem.
W naszym domu mieszkała bardzo biedna rodzina: ojciec bezrobotny, matka
dorabiała szyciem, mieli dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca. Dziewczynka miała ze
sześć lat, chłopak był w moim wieku.
Mama zapraszała ich czasem na obiad, dawała teŜ moje, nieco juŜ znoszone
ubrania, pomagała, jak mogła.
Te dzieci nie miały żadnych zabawek – na to ich rodziców nie było stać.
Słyszałem raz na podwórku, jak ta mała – Hania – mówiła do drugiej takiej smarkuli:
- Daj mi na chwilę potrzymać swoją lalkę, tylko na chwileczkę...
A tamta odpowiedziała:
- Nie mogę – to jest bardzo droga lalka, jeszcze ja zepsujesz...
Hania zapewniała, ze na pewno jej nie zepsuje.
- No to ubrudzisz jej sukienkę. Widzisz, jaka ona jest wystrojona.
Hania zawołała:
- Poczekaj tu na mnie, zaraz umyję ręce!
Ale tamta nie chciała czekać. Powiedziała, dumnie zadzierając nos:
- I tak ci nie dam, mamusia mi nie pozwała.
Wieczorem powiedziałem do mamy: - Na pewno macie zamiar cos mi kupić
na Dzień dziecka.
Mama roześmiała się.
- Czy to ładnie, żeby taki duży chłopiec upominał się o prezenty?... Ale nie
martw się, coś tam na pewno wymyślimy.
- mamo, ja nie chcę prezentu, jestem już za duży na obchodzenie Dnia
Dziecka.
Mama spojrzała na mnie zdumiona.
- Coś takiego?!
- Ale chciałbym za te pieniądze, które przeznaczyliście dla mnie, kupić cos
Hani. Chciałbym kupić jej lalkę. Bardzo ładną i ... dość drogą. Blondynkę w błękitnej
sukience, Barbie, ukochaną przez wszystkie dziewczyny. Ona tak marzy...mogę
dołożyć coś od siebie...
- Bardzo mi się ten pomysł podoba – powiedziała mama. – Sądzę, że nie
będziesz musiał niczego dokładać. Mieliśmy zamiar kupić ci w tym roku coś
wyjątkowego – łyżworolki.
Przez króciutki moment poczułem ukłucie w sercu, ukłucie żalu...
Ale potem, kiedy wręczałem Barbie Hani i widziałem jej uszczęśliwioną buzię,
byłem już tylko bardzo szczęśliwy, chyba tak samo jak ona. Zapytała:
- Mogę się nią pobawić, naprawdę?
- Możesz się nią bawić codziennie. To jest twoja lalka.
-Na zawsze? – pytała niedowierzająco.
- Na zawsze – potwierdziłem.
a) Jak sądzisz czy są wśród was dzieci które są biedne?
b) Czy macie w swoim otoczeniu dzieci, które potrzebują waszego zainteresowania?
c)Jak sądzicie, czy człowiek biedny znaczy gorszy? Jak wg was powinna zachować się koleżanka Hani?
d) Jak mogłyby wyglądać relacje między dziewczynkami?
e) Jak pomagali rodzinie Hani sąsiedzi?
f) Jakim człowiekiem okazał się chłopiec, który ofiarował Barbie Hani?
POWRÓT DO PRZEDSZKOLA
Pan-Krokodyl-i-powrot-do-przedszkola-3.pdf
bajka_powrot_do_przedszkola(1).pdf